grudnia 03, 2017

***Restauracja Shuk***

***Restauracja Shuk***
Przyszła zima. Spadł pierwszy śnieg, temperatura zbliża się do tej poniżej zera, a na mieście więcej korków niż zwykle. A zatem to już nieodwołalne. A jeśli mamy zimę to myślę, że dla większości z nas rozpoczął się sezon na siedzenie w domu pod kocem z kubkiem gorącej herbaty i oglądanie ulubionych seriali. I chociaż taki plan spędzenia kolejnych dni podoba się również mi, to mimo wszystko chciałabym Was zachęcić do tego, abyście wyszli czasem ze znajomymi i zamienili swoje cztery ściany na przytulną restaurację, czy też kawiarnię, których wokół nie brakuje. I co najlepsze znaczna część z nich otwarta jest w takich porach, że możecie wybrać się gdzieś z przyjaciółmi na pyszne śniadanie. Wspominam konkretnie o tym, bo właśnie ten pierwszy posiłek w ciągu dnia zmotywował mnie do tego, aby podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat restauracji SHUK.


Zanim odwiedziłam to miejsce po raz pierwszy słyszałam wiele pozytywnych opinii. I wiecie co? Jak poszłam tam pierwszy raz i zobaczyłam tłum ludzi w środku i kilka osób czekając na wolny stolik to już wiedziałam, że nie będę zawiedziona. Przy tej okazji powiem Wam, że jeśli ktoś z Was będzie chciał sam sprawdzić to miejsce to dla pewności zróbcie rezerwację.

Wracając jednak do tematu, SHUK to wyjątkowa restauracja, w której można zjeść pyszne dania z kuchni bliskiego wschodu i krajów arabskich. Znajdziecie zatem w menu, m.in. kilka rodzajów Shakshuki, wiele odsłon hummusu, czy bardzo popularne w krajach Bliskiego Wschodu pide. Ale tak jak wspomniałam na początku inspiracją do tego wpisu była opcja – śniadanie.
Na śniadanie dla dwojga, w wersji wegańskiej goście dostają: wegańską jajecznicę, hummus, twarożek vege, warzywa, owoce i do tego jeszcze koszyczek świeżego pieczywa.
A to wszystko w cenie 35zł. Co według mnie jest naprawdę niewielką sumą patrząc na to ile jedzenia pojawiło się na naszym stole. A wszystko było po prostu pyszne! No dobrze, najmniej smakowała nam jebra, wiecie te takie mini gołąbki zawijane w liście winogron. Ale nie dlatego, że były źle przyrządzone, ale raczej ze względu na to, że to akurat nie nasz smak. W każdym razie, przy takim zestawie można siedzieć długo, a czas mija przyjemnie. Jednak mimo wszystko wydaje mi się, że trudno byłoby to w całości zjeść. Z resztą nawet pojedyncze porcje dań są zazwyczaj na tyle duże, że albo masz pewność, że się porządnie najesz, albo, że tego nie przejesz. Ale w tym drugim przypadku można potem skorzystać z opcji „na wynos” i zabrać resztę ze sobą do domu.

Poza jedzeniem, na pewno na uwagę zasługuje też obsługa w restauracji. Ludzie są zawsze uśmiechnięci i bardzo mili. Ktoś teraz powie, że to ich praca i tacy muszą być, ale ja osobiście zwracam na to uwagę. Zdarzyło mi się już w kilku miejscach, że podejście kelnerów było... hmm… powiedzmy mało sympatyczne. W każdym razie tutaj stawiam plus.

Jedynym minusem, który teraz nasuwa mi się na myśl to długie oczekiwanie na zamówienie.
Właściwie zdarzyło mi się to tylko raz i był to moment, kiedy restauracja była pełna gości, ale i tak to, że musieliśmy czekać na złożenie zamówienia jakieś 40 minut nie było do końca przyjemne. W każdym razie, mimo wszystko polecam Wam to miejsce. Na pewno warto tam czasem zajrzeć, bo jedzenie jest oryginalne i bardzo smaczne. Takie, że faktycznie masz wrażenie, że na ten moment przenosisz się w zupełnie inne miejsce i klimat. Po za tym nie jest to typowo wegańska knajpa, więc jest to świetny wybór kiedy wybieracie się zjeść coś na miasto z osobą, która nie jest weganinem, czy wegetarianinem. Atmosfera jest bardzo przyjemna, momentami bywa tam głośno i gwarno, ale to tylko wskazuje na to, że miejsce faktycznie żyje.


Mam nadzieję, że moja opinia będzie dla Was pomocna. A jeśli ktoś już był, to koniecznie dajcie znać w komentarzach jakie są Wasze wrażenia.


Adres restauracji: Grójecka 107, 02-101 Warszawa
Ocena (skala 1-5) 💚💚💚💚💚
Copyright © 2016 One Polish Vegan , Blogger