stycznia 28, 2018

Pomidorowa z ciecierzycą

Pomidorowa z ciecierzycą
Pomidorowa z makaronem, czy raczej z ryżem? W której grupie jesteście? Ja przyznaję, z resztą jako wielki miłośnik makaronu pod każdą postacią, że do tej pory wybierałam zawsze tą pierwszą. Do tej pory, bo właśnie odkryłam nową alternatywę – pieczona ciecierzyca. Smakuje po prostu wybornie i idealnie wkomponowuje się w pomidorowo-słodki smak. Ale! Nie tylko dla tego, postanowiłam się z Wami podzielić tym przepisem. Ta wersja to również świetny pomysł na odczarowanie sławnej "pomidorowej z rosołu z wczoraj" 😉 Podsumowując, ta zupa to klasyka w nowym wydaniu. Równie dobra jak ta, która gości od lat na polskich stołach, a może nawet lepsza? Ale to oceńcie już sami 😊



Pomidorowa z ciecierzycą
Składniki:
  • 1 cebula,
  • 2 duże ząbki czosnku,
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki,
  • puszka krojonych pomidorów,
  • cukier,
  • tymianek,
  • puszka mleczka kokosowego (400g),
  • 350ml wody,
  • Sól, pieprz
  • Puszka ciecierzycy, wędzona papryka, olej

Przygotowanie:
Na początek proponuję przygotować ciecierzycę.
Zawartość puszki wsypujemy na brytfannę wyłożoną papierem. Dodajemy trochę wędzonej papryki oraz olej. Wszystko mieszamy. Potem wstawiamy ciecierzycę do piekarnika nagrzanego na 150°C na ok. 20 minut.


Przygotowanie zupy zaczynamy od posiekania cebuli oraz czosnku, które następnie podsmażamy na patelni z odrobiną oleju. Kiedy cebula się zaszkli dodajemy pomidory, tymianek, odrobinę cukru oraz 350ml wody. Na koniec dodajemy jeszcze mleczko kokosowe i przyprawiamy do smaku solą oraz pieprzem. Następnie zostawiamy zupę na wolnym ogniu. Po upływie ok. 30 minut jest już gotowa. Odstawiamy ją zatem do ostygnięcie, a potem blendujemy.

Bon appétit!



stycznia 20, 2018

Pierogi ze szpinakiem

Pierogi ze szpinakiem
Nie wierzę ludziom, którzy nie lubią pierogów. Ale tak na serio. Z resztą, czy jest ktoś kto ich nie lubi? Ja, gdyby ktoś pytał, kocham. Z grzybami, albo z owocami (jagodowe to już w ogóle). Z resztą może ta miłość przyszła stąd, że moja mama robi je po prostu niesamowicie pyszne. Zawsze w domu był na nie sezon. W zimę królowały te z kapustą i grzybami, a latem, np. z truskawkami. W związku z tym, być może część z Was pomyśli, że robię je równie często sama. Ale prawda jest taka, że do tej pory widziałam je po prostu już gotowe do zjedzenia na talerzu. Dzisiaj pomyślałam jednak, że to idealny dzień na to, aby wreszcie nauczyć się je robić. I wiecie co? Wyszło dobrze. A nawet bardzo dobrze. Może to jakiś dziedziczny talent? Co by to jednak nie było postanowiłam podzielić się z Wami tym przepisem. Może Was zainspiruje nie tylko do ich zrobienia, ale tak po prostu do nauczenia się czegoś nowego? Bo nie wiem jak Wy, ale mi odkrywanie i nauka nowych rzeczy sprawia niesamowitą radość. 



Pierogi ze szpinakiem
Ciasto:
  • 500g mąki - ja oczywiście dla pewności użyłam tej, na której jasno i wyraźnie jest napisane – idealna do pierogów ;)
  • 200ml  ciepłej wody
  • 60ml oleju
  • szczypta soli

Farsz:
  • 450gx2 mrożonego szpinaku
  • 100g tofu z czosnkiem
  • ¾ słoika suszonych pomidorów
  • 1 ½ czerwonej cebuli
  • Gałka muszkatołowa, sól, pieprz
  • (olej kokosowy – opcjonalnie)

Przygotowanie:
Proponuję zacząć od farszu. Na początek wrzucamy na patelnię szpinak. Czekamy aż się rozmrozi i odparuje z niego większość wody. W tym czasie kroimy w drobną kostkę cebulę oraz suszone pomidory. Tofu ścieramy na tarce. Potem składniki mieszamy ze szpinakiem i wszystko gotujemy jeszcze chwilę. W międzyczasie doprawiamy farsz odrobiną gałki muszkatołowej, solą i pieprzem.

Do mąki dodajemy sól, olej oraz odrobinę wody. Staramy się to wszystko ugnieść, co jakiś czas dolewając wody. Kiedy widzimy, że ciasto jest już dobrze zagniecione możemy przykryć je na 15 minut ściereczką. Potem proponuję podzielić ciasto na dwie części i po kolei każdą z nich rozwałkowywać na cienki placek. Następnie, jeśli nie macie odpowiedniego wykrawacza do pierogów, wystarczy znaleźć szklankę, która pozwoli wyciąć odpowiednie okręgi. Na każdy powstały kawałeczek ciasta nakładamy farsz i zalepiamy tak, aby nic z środka się nie wydostało.
W międzyczasie gotujemy wodę z odrobiną soli. Kiedy zacznie wrzeć wrzucamy pierwszą partię pierogów. Wyjmujemy je, kiedy zaczną wypływać na powierzchnię wody.
Oczywiście po wyłowieniu są już gotowe do jedzenia, chociaż ja polecam szczególnie te w wersji odsmażanej J

Bon appétit! 


stycznia 01, 2018

*** Tel Aviv Food & Wine***

*** Tel Aviv Food & Wine***
Czy Wam również wydaje się, że zima w tym roku jest jakaś wyjątkowo smutna? Nie da się ukryć, że uwielbiam lato i przygrzewające słońce. Tak, tak. Kocham jak słońce daje z siebie dużo, kiedy to żar z nieba się leje. Ale… mamy zimę, która zawsze wydawała mi się bardziej znośna, kiedy miała zaśnieżony krajobraz. Bałwany stały na osiedlowych placach, a po pobliskim jeziorze pływały po rzece kry. Tymczasem nawet te ostatnie Święta Bożego Narodzenia straciły dla mnie swój blask. Sama się tego nie spodziewałam, ale brakowało mi zmarzniętego nosa, mrozu na szybach i pruszącego za oknem śniegu. Bez tego wszystkiego nawet świąteczne piosenki w radio wydawały się nie na miejscu. I być może właśnie ta niemożność odnalezienia się w tegorocznej zimie, chęć przespania jej do marca sprawia, że chętnie odwiedzam miejsca, które pozwalają mi poczuć cieplejszy klimat. Jednym z tych ulubionych jest niewątpliwie Tel Aviv na ul. Poznańskiej.



W samym Tel Avivie jeszcze nie byłam, chociaż mam nadzieję, że okazja na taką podróż kiedyś się pojawi. Mimo to, wierzę, że właścicielom restauracji udało się uchwycić tamtejszy klimat, ponieważ faktycznie kiedy przekraczasz próg knajpy czujesz nie tylko aromat serwowanych dań, ale też wielokulturowość. Dowodem na to mogą być chociażby słyszane z boku rozmowy w różnych językach. I to właśnie również nadaje temu miejscu niesamowity klimat.

Ale! Przecież nikt nie wybiera się tam tylko po to, żeby posiedzieć i popatrzeć. Przejdźmy zatem do menu. Jak pewnie już się domyślacie w Tel Aviv króluje kuchnia bliskowschodnia. To znaczy, że nie brakuje hummusu, falafeli, pit, czy szakszuki. Wszystko oczywiście w kilku wersjach do wyboru. Poza tym, wśród dań głównych znajdziecie, np. kofte, pieczarki marokańskie z kuglem i zupę dnia. Jeśli natomiast ktoś lubi czasem podjeść w bardziej fast foodowym stylu  to może zamówić i zjeść burgera  w wersji healthy. To w temacie słonych dań. 



Gdyby ktoś bardziej preferował dania na słodko, to też nie będzie czuł się zawiedziony, ponieważ do kawy można zamówić wegańskie ciasto. Albo po prostu zjeść któryś z puddingów. Pamiętajcie również o tym, że menu może ulegać w międzyczasie zmianom, ponieważ dania przygotowane są z sezonowych produktów.



Oczywiście nie miałam okazji spróbować wszystkich dań z karty, ale te które pojawiły się do tej pory na moim talerzu były przepyszne. Wszystko idealnie doprawione bliskowschodnimi przyprawami. Na ostatnie śniadanie jakie jadłam w Tel Aviv zamówiłam sub z pulpecikami. W smaku było idealne, ale zobaczcie jak wyglądało. Z pozoru mogłaby to być zwykła kanapka, a tymczasem cieszy nie tylko podniebienie, ale i oczy. Podobnie jak szakszuka. Swoją drogą wiecie, że chociaż sporej części z nas kojarzy się przede wszystkim z Bliskim Wschodem, to tak naprawdę jest to danie mające swe korzenie w Tunezji? 




Jeśli chodzi o menu to na pewno warto na koniec jeszcze wspomnieć, o tym, że istnieje opcja zamówienia wybranego dania w wersji bezglutenowej. Co prawda należy za to dopłacić 3zł, ale wydaje mi się, że warto. Zwarzywszy, że ceny nie są wysokie. Taki średni koszt lunchu za dwie osoby to ok. 50-60zł.



A jak wygląda restauracja w środku? Jest niewielka i składa się z dwóch sal. W jednej z nich znajdują się mniejsze, kilku osobowe stoliki, natomiast w drugiej części spokojnie zmieści się większa paczka znajomych. Wystrój jest raczej minimalistyczny, mój wzrok przykuwają zawsze trzy obrazy znajdujące się na jeden ze ścian. To co jeszcze podoba mi się w wystroju restauracji to, to, że można swobodnie siedzieć na ławce-parapecie. Nie będę z resztą udawała i przyznam, że to jedno z moich ulubionych miejsc.



Podsumowując, Tel Aviv to miejsce, w którym można zjeść nie tylko smacznie, ale i zdrowo. Myślę też, że to dobre miejsce na spotkanie ze znajomymi, którzy jedzą mięso, ponieważ na pewno nikt nie wyjdzie stamtąd głodny. Przy okazji po raz kolejny udowodnimy, że wegańskie jedzenie wcale nie jest nudne i bez smaku, a wręcz przeciwnie. Może być nawet bardzo niebanalne. Z resztą co tu dużo mówić, miejsce jest warte uwagi, dlatego jak tylko będziecie mieli okazję koniecznie zajrzyjcie i sami się przekonajcie. A potem dajcie znać, co myślicie? :)

Adres restauracji: ul. Poznańska, 00-680 Warszawa
Ocena (skala 1-5) 💚💚💚💚💚


Copyright © 2016 One Polish Vegan , Blogger